Nie masz czasu przeczytać? Posłuchaj wersji audio!
Sprawa dla archeologa
Peter V. Glob był naukowcem wykładającym na duńskim uniwersytecie. 8 maja 1950 roku wydałby mu się zwykłym dniem, gdyby nie pewna rozmowa telefoniczna. Do badacza zadzwonili policjanci z Silkeborg z prośbą o pomoc. Miejscowi donieśli im o odkryciu zwłok na torfowisku. Zwłoki leżały na głębokości blisko dwóch i pół metra i robiły wrażenie zachowanych w dobrym stanie. Ludzie uznali, że to ofiara niedawnego morderstwa i zawiadomili policję, ale mundurowi mieli wątpliwości. W tej części torfowiska nie było bowiem śladu po wcześniejszej ludzkiej aktywności. Policjanci uznali, że to bardziej robota dla pracowników muzeum i zadzwonili po P.V. Globa. To właśnie Glob zaproponował nazwę dla nietypowego znaleziska – dziś ciało to znane jest lepiej jako „Człowiek z Tollund”.
Poniekąd wszyscy zamieszani w tę sprawę mieli rację. Ciało należało do mężczyzny, który był ofiarą zabójstwa, ale popełnionego ponad dwa tysiące lat temu. Dokładniejsze badania pozwoliły na ustalenie jego wieku. W chwili śmierci miał około 40 lat i żył w tzw. okresie przedrzymskim (dla ziem duńskich to w przybliżeniu czas od V do I w. p.n.e.). Człowiek z Tollund zmarł między 405 a 380 r. p.n.e. Przyczyną śmierci było uduszenie (przez powieszenie), a do zgonu doszło najprawdopodobniej zimą lub wczesną wiosną.
Nie był to jedyny przypadek, gdy policjantom przyszło współpracować z archeologami. W 1983 roku dwóch angielskich robotników, podczas prac na torfowisku w Lindow Moss, odnalazło ludzką głowę z resztką włosów. Była to głowa kobiety, która, co oczywiste, nie zeszła z tego świata samodzielnie. Mężczyźni poinformowali policję o swoim odkryciu. Gdyby nie okoliczności, można by rzec, że makabryczne znalezisko spadło lokalnym mundurowym z nieba. Policja miała bowiem swoje podejrzenia zarówno co do tożsamości ofiary, jak i domniemanego sprawcy. Ponad dwie dekady wcześniej, Peter Reyn-Bardt zgłosił zaginięcie żony. Od początku podejrzewano go, ale nie było dowodów, by go oskarżyć. Kiedy wieść o makabrycznym odkryciu się rozniosła, Reyn-Bardt szybko przyznał się do zabójstwa żony i porzucenia ciała na torfowisku. Ze względu na okoliczności odkrycia, kobieta z Lindow (jak ją nazwały media) zainteresowała nie tylko policję. Po dokładniejszych badaniach uczeni orzekli, że odnaleziona na torfowisku głowa pochodzi z tzw. okresu rzymskiego, czyli ma blisko 1700 lat, a więc nijak nie mogła należeć do zaginionej Mariki. Żonobójca daremnie próbował odwołać swoje wcześniejsze wyjaśnienia. Brytyjski wymiar sprawiedliwości wyszedł z założenia (rodem z prawa rzymskiego), w myśl którego confessio est regina probationum („przyznanie się jest koroną dowodów”).
Po odkryciu kobiety z Lindow uczeni postanowili przyjrzeć się również samemu torfowisku. I słusznie – już rok później odnaleziono kolejne ciało, które tym razem należało do mężczyzny. Mężczyzna z Lindow także trafił pod lupę naukowców. Okazało się, że podobnie jak w przypadku człowieka z Tollund padł on ofiarą zabójstwa.
Warto podkreślić, że ludzkie szczątki odnajdywano nie tylko na brytyjskich i duńskich torfowiskach. Znaczna liczba znalezisk tego typu pochodzi z mokradeł Holandii, Irlandii, północnych Niemiec czy Półwyspu Skandynawskiego. Niekiedy „ludzie z bagien” są w tak dobrym stanie (mówi się wręcz o mumiach bagiennych), że oprócz przyczyny zgonu można ustalić m.in. co jedli na krótko przed śmiercią. Jak to możliwe?
Przepis na mumię
Z obserwacji i badań wynika, że torfowiska mogą być miejscami, gdzie ciała przetrwają długi czas w dobrym stanie, choć muszą być ku temu spełnione pewne warunki. Ciała powinny się znajdować w głębokiej wodzie, by nie były narażone na działanie owadów i padlinożerców. Środowisko, do którego trafi ciało, powinno mieć kwaśny odczyn, bo przy dostatecznej ilości kwasu taninowego wierzchnie warstwy ciała ulegną procesom zbliżonym do garbowania, a tym samym zachowają się. W innym przypadku kości przetrwają, ale tkanki miękkie zgniją. Ważnym czynnikiem umożliwiającym przetrwanie ciała jest temperatura panująca w zbiorniku wodnym. Jeśli przez jakiś czas nie przekracza 4oC, proces „garbowania” przebiega prawidłowo. Wydaje się zatem, że idealnym miejscem do bagiennej mumifikacji jest głęboki zbiornik stojącej wody w środku zimy. Rzeczywiście, badania ciał ludzi odnajdywanych na bagnach wskazują, że do zgonów ofiar bardzo często dochodziło zimą lub wczesną wiosną.
Przestępcy czy ofiary?
Część ciał odnalezionych na bagnach nosi ślady gwałtownej śmierci. Dziewczyna z Yde została przed śmiercią dźgnięta pod obojczyk, a następnie uduszona. Człowiek z Worsley został ogłuszony, uduszony a następnie pozbawiony głowy. Mężczyzna odnaleziony niedaleko jutlandzkiego Grauballe miał poderżnięte gardło, złamaną nogę i ślad po silnym uderzeniu w lewą skroń. Mrożące krew w żyłach przykłady można mnożyć.
Nasuwa się pytanie: dlaczego? Wydaje się, że odpowiedzią mogą być obyczaje praktykowane przez niektóre barbarzyńskie plemiona, na których ślady natrafiamy choćby w rzymskich i greckich tekstach. Rzymski historyk Tacyt w dziele Germania opisuje obyczaje ludów północnej Europy. Odnotował, że kraj zamieszkiwany przez plemiona germańskie jest „najeżony lasami lub oszpecony bagnami”. Mokradła stanowiły naturalną część germańskiego krajobrazu, zarówno w sensie fizycznym, jak i kulturowym.
Według Tacyta lokalne zgromadzenia rozstrzygały sprawy oraz ferowały wyroki śmierci. Rodzaj śmierci zależał od rodzaju przestępstwa: „zdrajców i zbiegów wieszają na drzewach, tchórzy, gnuśników i wszeteczników topią w bagnie, a z wierzchu chrust narzucają”. Wynika z tego, że część ciał znajdowanych na bagnach należała do przestępców. Tacyt wspomina również o składaniu ofiar z ludzi ku czci bogini Nerthus, w miejscach uważanych przez Germanów za święte. Wzmianki o ofiarach z ludzi i zwierząt pojawiają się również w skandynawskich źródłach pisanych.
Wydaje się, że barbarzyńskie plemiona postrzegały pewne elementy krajobrazu (gaje, źródła etc.) jako swego rodzaju świątynie otwarte. Tereny bagienne również mogły uchodzić w oczach przedchrześcijańskich ludów za sacrum, co może tłumaczyć liczne znaleziska ciał ludzi i zwierząt czy choćby uzbrojenia. Wielu uczonych badających „ludzi z bagnisk”, doszło do wniosku, że albo wykonano na nich egzekucje, albo złożono ich w ofierze. U części domniemanych ofiar zauważono, że miały zadbane dłonie (więc raczej nieskalane ciężką, fizyczną pracą), a niektórzy z nich zostali przed śmiercią nakarmieni. Mało prawdopodobne, by potraktowano tak robotników, niewolników czy przestępców. Być może część ofiar stanowili jeńcy wojenni lub przedstawiciele lokalnych elit.
Makabryczne statystyki (a raczej ich brak)
W tym momencie może pojawić się pokusa zapytania o liczbę mumii bagiennych. Ile ich było – tego możemy się jedynie domyślać. Dzieje się tak, ponieważ ciała z torfowisk odnajdywano na długo przed czasem, gdy zainteresowały naukowców. Niektóre mumie z bagien intencjonalnie niszczono z przyczyn… prozdrowotnych. Niegdyś sproszkowane mumie wykorzystywano jako składniki leków. Kiedy dostawy egipskich mumii się zmniejszyły, przedsiębiorczy aptekarze zaczęli korzystać z europejskich zamienników. Pewien żydowski kupiec oferował godziwą zapłatę za każde zwłoki odnalezione na holenderskich mokradłach. Ze źródeł wynika, że w latach 1784-1803 miejscowi dostarczyli mu 12 ciał, w tym cztery ludzkie. Były też inne powody, które sprawiły, że wiele ciał ludzi z bagien nie dotrwało do naszych czasów. Jedną z przyczyn był brak zaawansowanych technik konserwacji w momencie odkrycia mumii. Tak było w przypadku człowieka z Tollund. W muzealnej gablocie, w której umieszczono ciało, jedynie głowa mężczyzny jest oryginalna – reszta to replika wykonana w oparciu o zdjęcia znaleziska i zachowany szkielet. Głowa mężczyzny została bowiem odłączona od ciała wcześniej i starannie zakonserwowana. Reszty nie zabezpieczono i z czasem uległa degradacji. Do zniszczenia bagiennych mumii przyczyniała się również wojenna zawierucha. Za przykład niech posłuży dziewczyna z Drwęcka.
Mädchen von Dröbnitz
Z terenów dzisiejszej Rzeczpospolitej znany jest jeden dobrze udokumentowany przypadek mumii bagiennej. Dlaczego wiedza o tym odkryciu jest tak słabo rozpowszechniona? Przyczyny mogą być dwie. Primo, miejsce odkrycia (Drwęcko, czyli niemieckie Dröbnitz) nie leżało wówczas w granicach Polski, lecz było częścią tzw. Prus Wschodnich. Secundo, do odkrycia doszło latem 1939 roku, na krótko przed wybuchem II wojny światowej. Jak to często bywa, znalezisko było dziełem przypadku. Mieszkaniec Dröbnitz, Erich Redmann, należący do Służby Pracy Rzeszy (niem. Reichsarbeitsdienst), podczas robót melioracyjnych natknął się na wystającą z torfowiska owczą skórę. Zaciekawiony robotnik pociągnął za nią, niechcący… odrywając ludzkie nogi od stawów biodrowych. Owcza skóra okazała się peleryną okrywającą ciało młodej osoby. Redmann stał się wtedy uważniejszy, resztę znaleziska wydobył już staranniej, a o odkryciu poinformował Dział Prahistorii Urzędu Konserwatora Zabytków w Królewcu. Przybyli na miejsce specjaliści przystąpili do badań nad mumią z iście niemiecką precyzją. Odkrycie nagłośniono, była to bowiem pierwsza ofiara bagienna znaleziona poza tak zwaną strefą nordyjską i jedyna dotąd w środkowej Europie.
Uczeni ustalili, że ciało należało do blondwłosej dziewczynki w wieku 12-14 lat. Dziewczyna leżała na plecach, a ręce miała skrzyżowane. Jej głowa była zwrócona w prawą stronę. Ciało i futro zachowały się w dość dobrym stanie. Nie stwierdzono obrażeń ciała bądź śladów przemocy, które mogłyby spowodować śmierć dziewczynki. Na pelerynie odnaleziono kościany grzebień, który umożliwił przybliżone datowanie (datowanie radiowęglowe zostanie wynalezione dopiero w 1949 r.) znaleziska na wczesną epokę żelaza. Niemieccy specjaliści uważali, że „Mädchen von Dröbnitz” to przykład rytualnej ofiary. Nie wykluczyli jednak innej opcji – to mógł być intencjonalny pochówek, który z nieznanych bliżej przyczyn odbył się poza cmentarzyskiem. A jak było naprawdę? Mumia trafiła do największej sali wystawowej Prussia-Muzeum w Królewcu i była tam prezentowana przez kilka lat. Nie wiemy, jakie były dalsze losy znaleziska. Ciało najprawdopodobniej spłonęło podczas pożaru królewieckiego zamku (1944) lub uległo zniszczeniu w związku z operacją königsbergską (1945). Nastolatka z Dröbnitz zabrała swoje sekrety ze sobą.
Bibliografia:
- Howard Reid – W poszukiwaniu nieśmiertelnych. Mumie, śmierć i wiara w życie pozagrobowe, tłum. Joanna Aksamit, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2002
- Mirosław J. Hoffmann, Kazimierz Madela – Ofiara złożona bóstwom czy morderstwo doskonałe?, Biuletyn oddziału Warmińsko-Mazurskiego stowarzyszenia Konserwatora Zabytków, 2006, z. 4.
- Jarosław Molenda – Mumie. Fenomen kultur, Wydawnictwo Arkadiusz Wingert, Międzyzdroje-Kraków 2006
- Miranda Aldhouse-Green – Bog Bodies Uncovered. Solving Europe’s Ancient Mystery, Thames & Hudson, 2015
- https://www.museumsilkeborg.dk/welcome-to-the-story-about-tollund-man [ostatni dostęp: 8 stycznia 2023 r.]
- https://www.sciencehistory.org/distillations/bodies-in-the-bog-the-lindow-mysteries [ostatni dostęp: 8 stycznia 2023 r.]
- Tacyt – Germania, rozdz. 5, w: Tacyt – Dzieła, tłum. S. Hammer, Warszawa 1957
Agnieszka Garbacz
Korektor: Ewa Kajtoch
Korektorka, redaktorka, a czasem nawet autorka. Mieszka i
pracuje w Krakowie. Zapewniała już korektorskie wsparcie między innymi
portalowi Archiwum Zbrodni. W wolnych chwilach pisze opowiadania.
1 komentarz
Marcin
Ta historia z przyznaniem się do winy jest niesamowita. I kto powiedział, że archeologia jest bezużyteczna;)
O Dziewczynie z Drwęcka nie miałem pojęcia. Bardzo fajny artykuł.