Nie masz czasu przeczytać? Posłuchaj wersji audio!
Areny starożytnego Rzymu
W czasie I wojny punickiej (264–241 p.n.e.) Hamilkar Barkas – ojciec Hannibala – nakazywał rzucać na pastwę zwierząt (najczęściej słoni) pojmanych rzymskich jeńców. Rzymianie przejęli tę praktykę od Kartagińczyków i początkowo karali w ten sposób dezerterów. W obliczu początkowych sukcesów wroga dezercje w szeregach armii rzymskiej były poważnym problemem, zatem ważne było, aby kara dawała efekt odstraszający. Później rozszerzono jej stosowanie na zdrajców stanu, przestępców politycznych i niewolników oraz wyzwoleńców winnych najcięższych zbrodni, np. zabójstwa obywatela rzymskiego czy udziału w buncie.
Skazańcy ginęli najczęściej zabijani przez lwy i tygrysy, które przywożono z azjatyckich i afrykańskich prowincji Imperium. Z tego powodu w niektórych miejscach naturalnego występowania populacja tych zwierząt była poważnie zmniejszona lub wręcz całkowicie zanikała. Na rzymskich arenach pojawiały się też hieny, szakale, tury, byki, a nawet nosorożce, krokodyle czy niedźwiedzie brunatne. Egzekucje wykonywano zazwyczaj rano, przed walkami gladiatorów, które stanowiły główną atrakcję igrzysk. Na kilka dni przed wykonaniem wyroku skazańców i zwierzęta prowadzono lub przewożono w klatkach przez miasto, aby mieszkańcy zobaczyli, co jest planowane. Następnie bestie głodzono, bito długimi pejczami i parzono rozgrzanym żelazem, aby wzmóc agresję. Dodatkowy stres zwierząt powodował hałas czyniony przez publiczność, dzięki temu ofiara była szybko atakowana.
Dwojaki los skazańców
Kara spotkania z dzikim zwierzęciem na arenie miała dwie formy: damnatio ad bestias i obicere bestiis. W pierwszym przypadku skazańca pobieżnie szkolono w zakresie posługiwania się krótkim mieczem lub oszczepem. Miał on tę broń do dyspozycji na arenie, ale nie mógł uratować życia. Jeśli udało mu się zabić lub unieszkodliwić zwierzę – wypuszczano drugie i ewentualnie kolejne, aż do śmierci przestępcy. Jeśli zabrakło zwierząt, wyrok wykonywał gladiator. Zdarzało się to jednak rzadko. Cyceron wspomina o przypadku, kiedy jeden lew zabił dwustu skazańców po kolei. Trzeba tu wspomnieć, że istnieli ludzie zawodowo walczący ze zwierzętami. Nazywano ich bestiarii (l. poj. bestiarius) i NIE zaliczano do gladiatorów.
W przypadku obicere bestiis skazaniec pojawiał się na arenie bezbronny i nagi lub przykuwano go łańcuchami do słupa, nie miał zatem żadnych szans w walce z dzikim zwierzem. Po pożarze Rzymu Neron nakazywał zaszywać skazanych w zwierzęce skóry (stopy i głowa pozostawały odkryte) i wypuszczać na nich wygłodniałe psy. Kaligula wysłał na arenę kupców zawyżających ceny mięsa. Od kłów i pazurów ginęli również chrześcijanie, którzy w świetle prawa byli sektą zagrażającą bezpieczeństwu i stabilności państwa, ale nie odbywało się to na tak masową skalę, jak się do dzisiaj powszechnie uważa. Damnatio dorównywało surowością ukrzyżowaniu.
Przemysław Kubiak zwraca w swoim artykule uwagę, że ani Pauli Sententiae, ani Digesta Iustiniani (dzieła stanowiące podstawę rzymskiego prawa karnego w II w. n.e.) nie wymieniają tej metody wykonania wyroku. Wydaje się zatem, że skazanych rzucano zwierzętom przy okazji igrzysk, natomiast nie organizowano ich specjalnie w celu przeprowadzenia egzekucji. W Rzymie zabroniono tej metody w 681 roku, natomiast w Bizancjum po raz ostatni zastosowano ją w roku 1022. Istnieją relacje, że w 1940 roku w obozie koncentracyjnym Buchenwald kilku więźniów zmuszono do walki z niedźwiedziem, w wyniku której zginęli. W grudniu 2013 roku północnokoreański generał Jang Song Thaek, wiceprzewodniczący Komisji Obrony KRLD, prywatnie wuj Kim Dzong Una, został skazany na śmierć za korupcję i złe zarządzanie finansami państwa. Podobno został rzucony na pożarcie 120 wygłodniałym psom, jednak prawdziwość tej informacji jest prawie niemożliwa do weryfikacji.
Pędzą konie po… placu egzekucji
Rozerwanie żywego człowieka przez cztery konie jest ekstremalną formą ćwiartowania, zazwyczaj wykonywanego przy użyciu topora. Polega na przywiązaniu każdej kończyny skazańca leżącego na krzyżu w kształcie litery X do oddzielnego końskiego rzędu i rozpędzeniu koni, każdego w inną stronę. Ma to w założeniu skutkować oderwaniem rąk i nóg zbrodniarza od reszty ciała i śmiercią z natychmiastowego wykrwawienia. Istnieją tylko trzy dobrze udokumentowane przypadki wykonania tej kary jako wyroku sądowego. Dwa z nich miały miejsce we Francji, jeden w Polsce. W ten sposób stracono winnych zamachu na monarchę: François Ravaillaca (rok 1610, Henryk IV, zamach udany), Michała Piekarskiego (rok 1620, Zygmunt III Waza, przeżył) i Robert-François Damiens’a (rok 1757, Ludwik XV, przeżył). Nota bene, polski zamachowiec zainspirował się czynem Francuza. Henryk IV przeszedł na katolicyzm z kalwinizmu, aby móc przyjąć koronę. Ravaillac – fanatyczny katolik – uważał, że konwersja króla jest pozorna, podjęta tylko z przyczyn politycznych a zatem jest on heretykiem i musi zginąć. Zamach Piekarskiego też miał podłoże religijne, ale – można by rzec – odwrotne. Polski szlachcic był protestantem, a król – gorliwym katolikiem, wspierającym kontrreformację i pozostającym pod silnym wpływem duchownych. Nawiasem mówiąc, zamachowiec miał poważne zaburzenia psychiczne spowodowane odniesionym w młodości urazem głowy. Do dziś nie udało się ustalić motywów Damiens’a. Możliwe, że i tu pewną rolę odegrała religia i że złoczyńca również był psychicznie chory.
(Bardzo) niewesoły los królobójcy
W każdym przypadku w śledztwie zastosowano wymyślne tortury, ale zamachowcy nie podali żadnych istotnych informacji. Piekarski bredził od rzeczy, stąd wzięło się porzekadło: „pleść jak Piekarski na mękach”. Tortury poprzedziły wykonanie wyroku: skazanym włożono do dłoni, której używali w czasie zamachu, narzędzie zbrodni i spalono ją na węgiel. Następnie ciała szarpano gorącymi kleszczami, zdzierano skórę na plecach i klatce piersiowej, zalewając rany smołą, gorącym olejem i siarką. Ravaillacowi zalano pępek stopionym ołowiem. Po ponad godzinie mąk przystąpiono do właściwej egzekucji. Kilkukrotne próby rozerwania skazanych nie powiodły się. Kaci musieli zwrócić się do sędziów o pozwolenie nacięcia kończyn i dopiero potem konie spełniły swoje zadanie. Damiens przeżył. Jeszcze żywego rzucono go na rozpalony stos, na którym skonał. W innych przypadkach zwłoki straconych również spalono, a prochy rozsypano na wietrze.
Świadkowie mówią
Świadkiem egzekucji Ravaillaca był Jakub Sobieski – ojciec późniejszego króla Jana, zwycięzcy spod Wiednia. Jak wspominał w swoich pamiętnikach, ktoś usiłował poczęstować go jajecznicą z kawałkami ciała straconego, ale magnat z pogardą odmówił: w oba ślepia mu plunąwszy, szliśmy od niego – pisał. Kaźń Damiensa oglądał z kolei słynny uwodziciel Giacomo Casanova – z balkonu apartamentu, którego wynajem kosztował 600 franków. Towarzyszyły mu cztery damy. Egzekucja ta była debiutem paryskiego kata Charles–Henriego Sansona. Zaledwie osiemnastoletni wówczas chłopak, przy tej okazji miał do dyspozycji zespół aż szesnastu pomocników. Wiele lat później, podczas rewolucji, był on operatorem paryskiej gilotyny. W sumie pozbawił życia 2918 osób, z królem Ludwikiem XVI i królową Marią Antoniną na czele. W 1781 roku w Cuzco, na terenie dzisiejszego Peru, usiłowano rozerwać końmi Tupaca Amaru II, który stał na czele indiańskiej rebelii przeciw Hiszpanom. Tu również konie zawiodły i skazańca poćwiartowano ręcznie.
Egzekucja (dosłownie) najwyższej wagi
W Indiach, Syjamie, Birmie, Kambodży i na wyspie Cejlon do zabijania przestępców wykorzystywano słonie. Są to zwierzęta inteligentne i podatne na tresurę. Dzięki temu kornak, czyli treser, mógł decydować, czy zwierzę ma długo męczyć skazańca, miażdżąc go swoją masą i kalecząc kłami uzbrojonymi w metalowe ostrza, czy też szybko pozbawić go życia, nadeptując na głowę. Królowie Syjamu dysponowali własnymi zwierzętami, uważanymi za święte i symbolizujące majestat. Tamtejsze egzekucje przebiegały powoli, aby władca w każdej chwili mógł okazać łaskę. Metoda ta zanikła w XVIII wieku w związku z kolonizacją wymienionych obszarów przez Europejczyków.
Nie zabijaj ojca swego, bo skończysz smutno
Istniały metody egzekucji zakładające udział zwierząt, ale w konsekwencji ich śmierć. W starożytnym Rzymie wobec ojcobójców stosowano tzw. karę worka (poena cullei). Nosił on cechy rytuału religijnego, próby przebłagania bóstw za popełnioną zbrodnię. Skazanego chłostano, następnie owijano mu głowę wilczą skórą, zakładano ciężkie buty i zaszywano w skórę bydlęcą, razem z psem, kogutem, małpą oraz wężem. Następnie wrzucano go na wóz zaprzężony w czarne woły, zawożono nad rzekę lub jezioro i topiono. Już rzymscy historycy uważali ten sposób egzekucji za bardzo stary, stosowany już w czasach przed republikańskich, za rządów Tarkwiniusza Pysznego. Powszechnie stosowano go za czasów Oktawiana Augusta i Klaudiusza. Utopienie w worku wraz z psem, kotem, wężem lub bez zwierząt stosowano na ziemiach germańskich, o czym wspomina XIII-wieczny zbiór praw znany jako Zwierciadło saskie, a także w Skandynawii i na Półwyspie Iberyjskim za panowania Alfonsa Mądrego.
Człowiek zwierzęciu katem
W okresie polowań na czarownice, których apogeum przypadło na XVI i XVII wiek, zdarzało się, że oskarżona o czary kobieta ginęła na stosie razem z jednym kotem lub wieloma kotami, które uważano za wspólników wiedźm i zakamuflowane diabły. Czasami skazaną zamykano razem z kotami w metalowej klatce i rozpalano pod nią ogień. Poparzone zwierzęta oczywiście atakowały kobietę, próbując uciec. Bezpańskie koty również wyłapywano i masowo palono same, bez udziału domniemanego czarownika bądź czarownicy. Do okresu oświecenia wobec Żydów stosowano specyficzny rodzaj powieszenia, bardzo okrutny i uważany za szczególnie hańbiący: delikwenta wieszano za nogi, a po jego lewej i prawej stronie wieszano za tylne łapy dwa psy, które go atakowały i gryzły, dopóki nie straciły przytomności. W późnym średniowieczu i renesansie na zachodzie Europy stawiano przed sądami kościelnymi i świeckimi również same zwierzęta: chrząszcze, które zniszczyły uprawy, świnię, która zagryzła dziecko czy konia, który startował właściciela na śmierć. Najczęściej zapadały wyroki śmierci, a egzekucje dorównywały okrucieństwem tym dokonywanym na ludziach. Ale to już temat na oddzielną opowieść…
red. BR
Bibliografia
- Bricard I., Leksykon śmierci wielkich ludzi, Warszawa 2000.
- Farrington K., Historia kar i tortur. Ciemna strona wymiaru sprawiedliwości, Warszawa 1997.
- Kubiak , Damnatio ad bestias – Rodzaj kary czy sposób jej wykonania?, „Zeszyty Prawnicze UKSW” 11.1, Lublin 2011.
- Laneyrie-Dagen N. (red.), Największe procesy w historii świata, Wrocław 1995.
- Moore J., Powiesić, wybebeszyć i poćwiartować, czyli historia egzekucji, Kraków 2019.
- Róg R., Polscy królobójcy, Warszawa 1995.
- Tazbir J., Okrucieństwo w nowożytnej Europie, Kraków 1993.
- Żbikowski A., Żydzi, Wrocław 1995.
Mikołaj Szymaniak
Korektor: Anna Samek-Bugno
kulturoznawca, redaktor i korektor. Interesuje się historią, etnografią i literaturą. Współpracowała z Bronowickim Archiwum Społecznym, od kilkunastu lat współpracuje z Towarzystwem Przyjaciół Bronowic, wydawcą periodyku „Bronowickie Zeszyty"
1 komentarz
Ela
Interesujący artykuł! Profesjonalizm Pręgierza zasługuje na ogromne wyróżnienie 😏 brawo dla autora i twórców portalu 👍